Posunę się nawet do stwierdzenia, że muzyka jest dla mnie najważniejszą i najpiękniejszą formą duchowości. Prawdziwy kontakt z Bogiem nawiązałem dzięki muzyce. Moje powołanie do kapłaństwa również zostało zapoczątkowane przez muzykę. Dobrze wykonany śpiew liturgiczny uważam za najcudowniejszą formę modlitwy. Ostatnio gościłem w parafii ludzi z Projektu Wschód-Zachód, którzy poprowadzili nabożeństwo ku czci Maryi. Stare polskie i łacińskie śpiewy przeplatane fragmentami dawnych przekładów Biblii stworzyły niesamowity klimat modlitwy. Ale zrozumie to pewnie tylko ten, kto jest wrażliwy na muzykę i potrafi ją przeżyć w głębi serca.
Jednak w moim przeżywaniu duchowości wcale nie chodzi tylko o muzykę liturgiczną. Ani o klasyczną. Z klasyki inspiruje mnie jedynie barok, mistrzami są Händel i Bach. Lubię słuchać różnych gatunków muzycznych i wyłapywać z nich to, co najcenniejsze. Jestem jednak całkowicie przekonany, że niedoścignioną formą muzyczną pozostaje piosenka, czyli muzyka opatrzona tekstem i podana w sposób przystępny dla słuchacza. Nie przekonują mnie wydumane formy typu operowego (choć doceniam je jako dzieła sztuki), w których najczęściej nie znajduję uzasadnienia dla przesadnie rozbudowanej linii melodycznej tudzież harmonii w stosunku do prezentowanej treści. Rozbudowana i trudna harmonia sprawdza się moim zdaniem jedynie w dziełach liturgicznych, które traktuję (prawdopodobnie zgodnie z zamysłem autora) jako hołd oddany Stwórcy. Niedoścignionym chyba przykładem pozostaje Requiem Mozarta. Nie przekonuje mnie do końca muzyka instrumentalna, bo choć pięknej harmonii słucham z zainteresowaniem, to pozostawia ona pewien niedosyt: brak treści. Potrzebna by mi była choćby wskazówka, o czym autor chciał opowiedzieć.
We współczesnej piosence szukam więc niezmiennie wartościowego tekstu, który współbrzmi z niebanalną muzyką. Stąd moja miłość do twórczości Stinga. W muzyce polskiej kryterium to spełnia najlepiej jako autor Grzegorz Turnau. Jeżeli zastosowana w utworze melodyka współbrzmi z wyśpiewywanymi słowami, oddaje te same napięcia emocjonalne, przeżywam ten utwór tak, jakbym sam był jego bohaterem. Stąd się następnie bierze potrzeba (a raczej konieczność) śpiewania tych piosenek osobiście. Jakże bowiem nie wyśpiewać pełnym przejęcia głosem tego, co sam teraz przeżywam lub przeżywałem kiedyś i z różnych powodów powracam do tych wspomnień? Piosenki Stinga noszą w sobie wiele treści i emocji, które są mi bardzo bliskie. Ponieważ napisał wiele utworów, wciąż odkrywam nowe, i fascynuję się ich pięknem, głęboko przeżywam ich treści i harmonię - prostą, ale w swej prostocie genialną.
Jednak w moim przeżywaniu duchowości wcale nie chodzi tylko o muzykę liturgiczną. Ani o klasyczną. Z klasyki inspiruje mnie jedynie barok, mistrzami są Händel i Bach. Lubię słuchać różnych gatunków muzycznych i wyłapywać z nich to, co najcenniejsze. Jestem jednak całkowicie przekonany, że niedoścignioną formą muzyczną pozostaje piosenka, czyli muzyka opatrzona tekstem i podana w sposób przystępny dla słuchacza. Nie przekonują mnie wydumane formy typu operowego (choć doceniam je jako dzieła sztuki), w których najczęściej nie znajduję uzasadnienia dla przesadnie rozbudowanej linii melodycznej tudzież harmonii w stosunku do prezentowanej treści. Rozbudowana i trudna harmonia sprawdza się moim zdaniem jedynie w dziełach liturgicznych, które traktuję (prawdopodobnie zgodnie z zamysłem autora) jako hołd oddany Stwórcy. Niedoścignionym chyba przykładem pozostaje Requiem Mozarta. Nie przekonuje mnie do końca muzyka instrumentalna, bo choć pięknej harmonii słucham z zainteresowaniem, to pozostawia ona pewien niedosyt: brak treści. Potrzebna by mi była choćby wskazówka, o czym autor chciał opowiedzieć.
We współczesnej piosence szukam więc niezmiennie wartościowego tekstu, który współbrzmi z niebanalną muzyką. Stąd moja miłość do twórczości Stinga. W muzyce polskiej kryterium to spełnia najlepiej jako autor Grzegorz Turnau. Jeżeli zastosowana w utworze melodyka współbrzmi z wyśpiewywanymi słowami, oddaje te same napięcia emocjonalne, przeżywam ten utwór tak, jakbym sam był jego bohaterem. Stąd się następnie bierze potrzeba (a raczej konieczność) śpiewania tych piosenek osobiście. Jakże bowiem nie wyśpiewać pełnym przejęcia głosem tego, co sam teraz przeżywam lub przeżywałem kiedyś i z różnych powodów powracam do tych wspomnień? Piosenki Stinga noszą w sobie wiele treści i emocji, które są mi bardzo bliskie. Ponieważ napisał wiele utworów, wciąż odkrywam nowe, i fascynuję się ich pięknem, głęboko przeżywam ich treści i harmonię - prostą, ale w swej prostocie genialną.
Jeden z utworów, które ponownie odkryłem na koncercie w Łodzi, postanowiłem nagrać. Oto on.
Dlatego mnie ostatnio porusza Luxtorpeda, jako zjawisko muzyczne które nie boi się treści, trudnych tematów, do tego śpiewa po polsku i jest autentyczna. I co? Przyciąga tłumy na koncerty, brakuje biletów, czyli wbrew temu co kształtuje się nam w mediach przyciąga nas głębia.
OdpowiedzUsuń